Mój syn ściągnął dziś z półki przewodnik po Maroku i wywołał tym wspomnienia, od których zaczęłam się szeroko uśmiechać. Na przykład takie o niespodziewanych spotkaniach. Lubię podróże bez dokładnego planu, dalej od głównych szlaków, bo to daje większą szansę na zobaczenie kawałka normalnego życia. A przypadkowy postój na zrobienie kilku zdjęć malowniczego krajobrazu może zakończyć się zaproszeniem do berberskiej kazby.

Kazba, czyli warowny dom

Goście, goście!

Ile pytań chciałam im zdać! Dlaczego farbują dłonie henną, co oznaczają tatuaże na brodach starszych kobiet (tu akurat niewidoczne), jak żyją? Wszyscy byliśmy siebie ciekawi, a rozmawiać mogliśmy głównie na migi, bo gospodarze znali tylko obcy nam berberski.

Tadżin, tradycyjny posiłek przyrządzany w glinianych naczyniach, z tego co akurat jest w domu. Pycha. Je się rękami, dzięki czemu domowy futrzak ma szansę pożywić się okruszkami.

Kobiety siadają do posiłku, kiedy najedzą się już mężczyźni i goście.

Kupiony przez nas rano arbuz przydał się na deser.

Senior rodu

i juniorzy.

Największą atrakcją byliśmy dla dzieciaków – na początku trochę onieśmielonych.

Portret na zamówienie: dzieciaki chciały mieć zdjęcie z królem.

Widok na szeroki świat

 

Zobacz podobne wpisy

Skomentuj